Czy to już wolontariat?
Pierwsze moje pomaganie
kojarzy mi się z programem telewizyjnym Niewidzialna ręka. Był on
nadawany w TVP w latach 60 i 70 XX w. Idea tego programu w ramach Ekranu z
bratkiem i Teleranka była skierowana głównie do harcerzy i miała
budzić postawy prospołeczne. Dzieci i młodzież zainspirowane programem miały
pomagać bezinteresownie ale i tajemniczo, pozostawiając ślad niewidzialnej
ręki.
Nie chodziłam jeszcze do
szkoły i robiłyśmy takie akcje razem z moją kuzynką Bożeną. Było więc
sprzątanie u cioci a nawet sąsiadów. Zamiatanie koło domu, wyrywanie chwastów z
grządek…. Dorośli pewnie wiedzieli, ale my byłyśmy z siebie niezwykle dumne, że
tak tajemniczo pomagamy.
Później były Zuchy i
Harcerstwo oraz mnóstwo akcji jeszcze wtedy nie nazywanych jako wolontariat…
Studia, praca i pomaganie jako coś naturalnego. Myślę, że większość ludzi tak
ma. Czasem słyszałam od bliskich: nie przesadzaj, jeszcze ci mało, mało masz
pracy w pracy i w domu…
\
Mój wolontariat`2012
Kiedy jako bardzo dorosła
osoba oznajmiłam rodzinie, że jadę na wolontariat na Ukrainę nikt nie wierzył.
Dopiero kiedy stopniowo „rósł” mój podróżny bagaż (plecak, śpiwór, karimata…)
zaczęło dochodzić do moich bliskich, że to nie jest żart ale realna zapowiedź
podróży…
Zdecydowałam się na
wyprawę iście studencką. Z plecakiem, autobusem, pociągiem i pieszo przez
przejście graniczne Przemyśl - Medyka. Potem jakieś ponad 60 km do Lwowa i prawie
600 km pociągiem do Kijowa. Wrażenia bezcenne. Muszę jeszcze dodać, że oglądałam
Ukrainę w okresie wyjątkowym, bowiem było to zaraz po Mistrzostwach Europy w
Piłce Nożnej’2012.
Przejście graniczne w
Medyce to horror, który pozostał chyba jeszcze jako relikt z czasów komuny.
Setki „mrówek” stojących na drodze ogrodzonej z dwóch stron siatką drucianą.
Żar się leje z nieba i wszyscy czekają…
Po przekroczeniu granicy
ulga. Lokalny sklep spożywczy i bród, a obok toaleta z kilkoma muszlami
klozetowymi bez dostępu do bieżącej wody, za to ze stadem brzęczących, dobrze
wypasionych much i innych insektów.
Jedziemy do Lwowa wynajętym
busikiem, który mam wrażenie rozsypie się po drodze. Kierowca to przemiły pan.
Nauczyciel, który z pensji nie był w stanie utrzymać rodziny dlatego parał się
przewożeniem pasażerów. Największe żniwo zebrał oczywiście podczas Euro. Pytamy
o pasy i słyszymy salwę śmiechu. Opowiedział nam jak to zwłaszcza Holendrzy i
Anglicy kochali jazdę bez pasów i z zachwytu wykrzykiwali: I love Ukraine!
Kierowca aby „przeżyć” w
ukraińskim buszu powiązań, zależności i korupcji musiał „odpalać” comiesięczne
haracze, w tym również policji. Znaki drogowe to tylko ozdobniki, a jazda pod
prąd jako coś normalnego. Jechaliśmy wyasfaltowaną drogą, którą zbudowano w 3
tygodnie, ale jak poinformował nas kierowca po zimie prawdopodobnie jej nie
będzie.
Stary, piękny Lwów.
Pamiętam go jeszcze z czasów studenckich, gdzie za parę złotych szaleliśmy w
hotelu, który był tylko przystankiem w drodze do Bułgarii.
Zrobiłam kilka zdjęć i
poszliśmy na późny obiad bowiem do odjazdu pociągu było jeszcze trochę czasu.
Wejście do pociągu to
było wyzwanie! Kilkakrotna ścisła kontrola biletów, przez różnych mundurowych
to było nic w porównaniu z dalszymi wydarzeniami. W pociągu zaczęto rozdawać jakieś
tobołki, a ludzie zaczęli ściągać z góry coś co przypominało kołdrę i poduszkę
koloru nijakiego. W owych tobołkach były poszwy o barwie – lepiej nie wspomnę.
Kiedy zobaczyłam rozbierających się spoconych facetów, wspomniałam słowa moich
dzieci: mamo przecież mówiłaś, że czasy studenckie, namioty i inne ekstrema
masz już za sobą…
Z plecakiem i kurczowo
ściśniętą torebką, okryłam się dużym szalem i obserwowałam „nocne, barwne życie”, które toczyło się w
pociągu. Przede mną było prawie 600 km jakże barwnej podróży!
Kijów zwiedzałam dopiero
w drodze powrotnej bowiem aby dotrzeć na miejsce musieliśmy pokonać jeszcze odległość około 70
km. Wprawdzie to tylko 70 km od Kijowa, a znalazłam się na wsi, jakiej nie
pamiętam nawet z dzieciństwa.
Dotknęłam biedy, której
nie oglądałam na własne oczy nigdy. Na wsiach ukraińskich opieka zdrowotna
prawie nie funkcjonuje. Szkoła to najczęściej dzieci od kilku do kilkunastu lat
stłoczone w jednej klasie. Dzieci, z którymi pracowałam i tak byli wybrańcami
losu, bowiem były pod opieką kościoła i ciągłej pomocy z Polski.
Wśród wolontariuszy były
różne osoby, najwięcej studentów różnych kierunków. Tu muszę dodać, że bardzo
brakowało mi pośród tych młodych ludzi, profesjonalizmu naszych studentów z
Cieszyna.
Praca z dziećmi polegała
na opiece i zorganizowaniu czasu przez 24 godziny na dobę, łącznie z posiłkami.
W lokalnym wiejskim sklepie trzeba było wcześniej zamawiać chleb i inne
produkty bo praktycznie nic w nim nie było. Jeden sklep na całą wieś – taki ze
wszystkim, ale produkty spożywcze na zamówienie.
Część dzieci spała na
miejscu, a niektóre były odprowadzane do domu. Warunki w jakich mieszkały
rodziny były potworne. Szczególnie musiały być trudne do przeżycia zimą.
Dzieci bardzo przyjazne i
otwarte. Ciekawe i chętne wszystkich zajęć od plastycznych po ruchowe i
gotowanie, które było chyba największą frajdą. Kiedy robiłam wystawę z prac
plastycznych poprosiłam 10 – letnią Saszkę aby podpisała swój rysunek.
Dziewczynka się wykręcała, napisała dwie literki i wtedy zorientowałam się, że
ona nie potrafi się podpisać. Porozmawiałam z nią potem trochę o szkole, czego
się uczą i jak to wygląda… Myślę, że można
to porównać do okresu sprzed II wojny w Polsce, kiedy na wsi był jeden
nauczyciel (często ktoś kto umiał czytać i pisać) a dzieci „uczyły„ się w
jednej klasie.
To był bardzo pouczający wolontariat.
Dotknęłam biedy na ukraińskiej wsi. Poznałam jak funkcjonuje wiejska szkoła,
opieka medyczna i socjalna. Ci ludzie są tak naprawdę zdani sami na siebie.
Bieda generuje kolejne pokolenia biedaków. Dzieci, kiedy dorastają „uciekają”
do miasta i bez powodzenia szukają pracy. Są łatwym łupem i towarem dla różnego rodzaju
grup przestępczych.
Byłam na Ukrainie i w
Kijowie przed tragicznymi wydarzeniami. Po tym co się stało bieda przybrała jeszcze groźniejsze i bardziej tragiczne
oblicze. Oficjalne dane z 2013 r. podają, że na Ukrainie poniżej poziomu
ubóstwa żyło 10-12 proc. społeczeństwa, w 2014 roku było to już 15 proc. Jednak gdyby
zastosować kryteria ONZ dla Europy Wschodniej, czyli dochody poniżej 5 USD
dziennie na osobę, to według tych wskaźników ponad 80 proc. Ukraińców żyje poniżej
poziomu biedy. Do ubóstwa dołączył jeszcze totalny chaos, jeszcze większa
korupcja i strach.
XXI wiek – Europo czy tak miałaś wyglądać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz