+ dr Beata Kozieł
1975-2012 +
Ciężko pogodzić się z odejściem, które
wydaje się całkowicie irracjonalne. Nagła śmierć dr Beaty Kozieł (1975 – 2012)
to był tragiczny wypadek.
Była moją koleżanka z pracy. Poznałyśmy
się w Jastrzębiu, w Ośrodku Zamiejscowym Uniwersytetu Śląskiego dopiero w 2000
roku. Tam było więcej czasu na rozmowę, bowiem był wspólny gabinet dla
wszystkich pracowników. W Cieszynie najczęściej rozmawiałyśmy na schodach,
czasem w przelocie, czasem nieco dłużej… Jakoś tak się składało, że obok Beatki
nigdy nie przeszłam obojętnie i ze zdawkowym „cześć”. Zamieniałyśmy kilka zdań
albo nieco więcej, kiedy czas na to pozwalał.
Zawsze
towarzyszył jej uśmiech, czasem zatroskanie, czasem bardzo podekscytowana
opowiada o tym co ją nurtowało, niepokoiło. Byłam jej starszą koleżanką i
bardzo lubiłam te rozmowy. Najbardziej chyba o dzieciach. Opowiadała o nich z
wielką miłością ale też z matczyną dumą.
Nie „posłała” swojego synka do szkoły
jako sześciolatka. Powiedziała: Wiesz, on jest bardzo zdolny ale wrażliwy i
drobny, w warunkach polskiej szkoły zatraciłby całą ciekawość poznawania a może
nawet by się zniechęcił… Przyznałam jej rację…
W swoich badaniach
zajmowała się niepowodzeniami szkolnymi, współczesnymi tendencjami w opiece
nad dzieckiem oraz edukacją wielo - i międzykulturową. Była niezwykle pracowita, systematyczna i
zdolna. Do tego życzliwa i ciepła a jednocześnie skromna. Doskonale radziła
sobie z pracą i byciem mamą. Myślę, że dzieci były dla niej priorytetem.
Na jej pogrzebie było czarno – biało. Były tłumy ubranych na ciemno
ludzi a większość miała białe róże w dłoniach. Niektórzy patrzyli z
niedowierzaniem…, że to niemożliwe. Większość płakała, bo łzy same spadały jak
ciężkie kamienie. Pamiętam jeszcze dwójkę małych chłopców tulących się do ojca…to byli synowie...
Mijają kolejne zebrania, święta, uroczystości, a ja w pracy czasem
przystaję na rogu schodów na drugim piętrze i odtwarzam dawne obrazy. Czasem
też zatrzymuję się na cmentarzu w Jastrzębiu aby się pomodlić, zapalić znicz i
zadaję retoryczne pytanie: Jaki sens miała ta śmierć i kto tu na ziemi dźwiga
ciężar cierpienia? Dlaczego tak się stało?
Z takim odejściem pogodzić się ciężko…
"Śmierć nie jest końcem ale początkiem,
początkiem życia wiecznego,
które Pan obiecał swoim sługom....
Dlatego śmierć przenosi człowieka,
który Ewangelię uczynił wzorem
i pragnieniem swojego życia,
tam, gdzie jest Chrystus"
początkiem życia wiecznego,
które Pan obiecał swoim sługom....
Dlatego śmierć przenosi człowieka,
który Ewangelię uczynił wzorem
i pragnieniem swojego życia,
tam, gdzie jest Chrystus"
[J. Paweł II]
Spoczywaj w pokoju Beatko. Byłaś dobrą koleżanką, wspaniałą mamą i żoną,
byłaś dobrym człowiekiem… Pozostałaś w pamięci i sercu... brakuje Ciebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz