Jaką jestem babcią?
Wszyscy wszystkich oceniają więc i ja
zadałam sobie pytanie: Jaką jestem babcią? Wprawdzie nie raz zastanawiałam się
czy zrobiłam dobrze, czy aby nie przekroczyłam „swoich babcinych” kompetencji,
jednak nigdy nie zastanawiałam się nad oceną. Może też dlatego, że jeśli
cokolwiek robię to nie po to aby zasłużyć na pochwałę, nagrodę czy wpisanie do
rejestru doskonałych babć. Pomagam z potrzeby serca, pomagam bo mnie również pomagała
mama, pomagam bo mnie proszą o pomoc…. Może oceniają mnie moje dzieci i synowe
ale wnuki są jeszcze za małe. Taka ocena z ich strony przyjdzie pewnie kiedy
podrosną i kiedy mnie już nie będzie.
Z pewnością jestem dumną
babcią, ale nie z siebie, tylko z moich wnuków. Coraz klarowniej i lepiej
widzę, że warto było poświęcić swoim dzieciom czas, często podporządkować swoje
życie, bo teraz to procentuje. Potrafią być bardzo dobrymi rodzicami i
jednocześnie realizować się w pracy.
Bycie babcią to zupełnie inna rola i jeśli
mogę udzielić babciom krótkich rad to na pierwszym miejscu stwierdzę:
- Pamiętaj, że ty już swoje
macierzyństwo miałaś /popełniałaś błędy i pozwól je popełniać rodzicom swoich
wnuków/Wow! Jakie to trudnie
zwłaszcza jeśli jeszcze masz wiedzę pedagogiczną/
- Nie pouczaj i przenigdy nie podważaj
autorytetu rodziców/choćby język
cię bolał od przygryzania swoich mądrości/
- Rozpieszczaj mądrze ale nie rozwydrzaj
/każdy musi mieć granice (ha, ha bardzo płynne),
nawet ukochane wnuczęta/
To są duże ogólniki, ale w
nich zawarte jest wiele mądrości życiowej, może trudnej dla niektórych
babć, ale wartej zapamiętania. Będzie to procentowało nie tylko w
relacjach z wnukami ale również z ich rodzicami.
… bo dzisiejsze babcie są inne?
Tak, są inne pod wieloma
względami. Nie zmieniło się tylko jedno – nadal bezgranicznie kochają swoje
wnuki. Kiedy sięgam pamięcią do czasów mojego dzieciństwa, to jako dorosła
osoba mogę stwierdzić, że moja babcia była typową babcią mieszkającą na wsi.
Nosiła chustkę, długie, prawie do ziemi spódnice, fartuch. Miała śliczne czarne
włosy aż do pasa, zawsze zaplecione w gruby warkocz i uformowane z tyłu głowy w
tak zwany „dudek”. Pamiętam jak czasem czesałam jej długie, rozpuszczone włosy,
wyglądała wtedy jak jakaś dama z obrazu, tylko ubrania nie pasowały.
Zachwycałam się tymi włosami i nie rozumiałam dlaczego babcia tak je upina i
skrywa pod chustką, były przecież takie piękne. Tak jednak robiły wszystkie
babcie. Moja Babcia była bardzo ładna (nawet w tej chustce) jednak nie lubiła
komplementów, uważała, że to próżne i nie przystoi. Dla mnie była niezwykła,
jedyna i najbardziej kochana na świecie.
W środowisku, w którym
dorastałam babcie wyglądały właśnie tak. Kiedy siedziały w kościele w ławkach
różniły się tylko chustkami, które zmieniały kilka razy do roku. Pośród
wszystkich babć mojego dzieciństwa był jeden wyjątek. Była babcia, która miała przydomek „kolorowa babcia”. Tak ją nazywały, a
raczej przezywały okoliczne sąsiadki, bowiem różniła się diametralnie od
wszystkich pozostałych. Nosiła krótkie, kręcone blond włosy, kolorowe
ubrania i miała prawie zawsze pomalowane na różowo lub czerwono paznokcie
i usta. Jak ona mi się podobała. Byłam nią zachwycona i nie rozumiałam jako małe
dziecko wszystkich uwag pod jej adresem. Oczywiście się nie odzywałam ale już
wtedy postanowiłam, że też będę taką babcią. Nie będę miała chustek na głowie, „dudka”, fartuchów i spódnic prawie do ziemi. Będę się za to modnie ubierać i malować.
Chociaż „kolorową babcią” się
zachwycałam to muszę przyznać, że mojej babci nie zamieniałabym na żadną inną.
Ona była dla mnie najpiękniejsza i najukochańsza na całym świecie.
Moja babcia to ta w środku, w białej chustce (pochylona) - najukochańsza i najpiękniejsza na świecie
A dzisiejsze babcie? No
cóż, bardziej przypominają tę kolorową niż te z chustami na głowie. Dzisiejsze
babcie to kobiety w większości bardzo aktywne, pracują, realizują swoje pasje,
marzenia. Są modne, zadbane i wiele jeszcze od życia oczekują. W końcu to
pokolenie powojennego „baby boomu”, które powoli wchodzi w wiek emerytalny. To
pokolenie bardzo liczne, które na nowo wyznacza granice starości i nowego stylu
starzenia się. Nie wszystkie sobie radzą z presją społeczną kultu młodości.
Zwłaszcza jeśli są dyskryminowane ze względu na wiek i podcina im się
wypracowane przez lata i mocno osadzone w rzeczywistości korzenie.
Znam wiele kobiet, które radzą sobie
doskonale i potrafią zawalczyć o swoje. Przychodzi jednak pewien wiek gdzie nie
bardzo chce się „walczyć”, „dobijać” i jeśli nie ma sprzyjającego otoczenia to często
następuje moment wycofania.
Takie sytuacje obserwuję i w moim
otoczeniu i w Polsce. Trudno jest być starą osobą w naszym kraju i nie bez
przyczyny funkcjonuje powiedzenie: Polska
to nie jest kraj dla starych kobiet. Zawsze wtedy powtarzam, masz mocne
korzenie i zahartowaną duszę i nawet jeśli płaczesz rób swoje i ciesz się z
tego.
Jestem babcią na obcasach
Chociaż nie jestem „kolorową
babcią” (coś mi jednak zostało z tych dziecięcych mrzonek), to jestem babcią na
obcasach (jeszcze!). Kocham modę i jestem na bieżąco. Wprawdzie w pracy nie mogę
się za bardzo „wychylać” ale moja przepastna szafa nie jedną skrywa perełkę. O
kosmetykach i pielęgnacji wiem prawie wszystko. Muszę jednak przyznać, że w tej
materii jestem bardzo oszczędna. Mogłabym napisać poradnik dla kobiet jak za
parę złotych zainwestować w kosmetyki naturalne, przygotować je i stosować
(może kiedyś to zrobię). To moja druga strona duszy tak potrzebnej kobiecie.
Poza tym wolę wydać pieniądze „na wnuki” niż na piękne słoiczki pełne chemii innych
trucizn wnikających do ciała.
Muszę przyznać, że lubię zakupy, jednak i
pod tym względem staję się coraz większą minimalistką. Mimo to od czasu do
czasu wchodzę do przymierzalni i zakładam prawie młodzieżowe ubrania,
które wprawdzie świetnie pasują ale kompletnie kłócą się z moim wiekiem.
Uśmiecham się wtedy do siebie i mówię w głębi duszy: Ciesz się, że ci
pasuje, że ładnie wyglądasz, ale to już było i nie wróci więcej…
Nie uważam, że wyglądam
jakoś szczególnie, jednak zdarza mi się, że kiedy idę wnukami to ktoś bierze
mnie za ich mamę. Najczęściej w sklepach, ale myślę, że to raczej kwestia
uprzejmości ekspedientek. Kiedyś płaciłam za zakupy przy kasie i pani
powiedziała do mojej wnusi - Jaką ładną
sukienkę ci mamusia kupiła.
- To jest przecież moja babciusia, nie
wiesz tego? – zaprzeczyła moja mała wnuczka
Jestem babcią pracującą i
zapracowaną, która wiecznie ściga się z czasem i żyje w poczuciu, że za mało
czasu poświęca swoim wnukom. A już z pewnością w poczuciu winy, że niejednakowo
rozdziela swój czas pomiędzy wnuki, za to w zależności od potrzeb. Na swoje
usprawiedliwienie jednak mam to, że jeśli mnie potrzebują to staram się stanąć
na rzęsach aby pomóc. Nie ma wtedy rzeczy ważniejszych. Może nawet robię to za często,
kosztem mojej pracy - ale co tam - wnuki przecież tak szybko rosną…a jutra może
nie być…
Jestem aktywną babcią. Starsze wnuczki
już wiedzą, że „kobietki fit” chodzą po schodach a winda jest passe. Czasem biegają
ze mną koło domu, skaczą na trampolinie lub ćwiczą na macie. Bardzo dużą wagę przywiązuję
do odżywiania wnucząt. Już teraz toczą się dyskusje o śmieciowym jedzeniu i
zabójczym cukrze czy też reklamach, które kłamią i są nieetyczne. Nie jestem
jednak tak rygorystyczna aby od wielkiego dzwonu nie zabrać wnuków na Happy Meal’a. Kupuję to głównie ze
względu na zabawkę i z satysfakcją muszę stwierdzić, że dzieci jedzeniem nie są
zachwycone.
Lubię kiedy gotujemy wspólnie, pieczemy
ciasteczka ze zdrowych składników i częstujemy się wodą lub wyciskanymi sokami
z owoców. W moim pokoju roboczym przy ścianie stoi jedno biurko specjalnie dla wnucząt.
To najbardziej kreatywne miejsce świata. Sterty zarysowanych i zamalowanych
kartek, powycinanych historyjek, ludzików i innych stworów. Ja tyko uzupełniam
braki w postaci bloków, wycinanek, kredek, mazaków, farb, pasteli i innych
akcesoriów twórczych… Jest też mata drogowa dla wymyślania przeróżnych zabaw
ale ona w większości służy chłopcom.
Myślę, że jestem szczęściarą.
Mam (tak powie prawie każda babcia) najwspanialsze, najpiękniejsze i najmądrzejsze
wnuki. Jestem szczęściarą, bo mogę im śpiewać, opowiadać, malować, piec
ciasteczka i torty na urodziny (wtedy cukier nie jest limitowany). Mogę patrzeć
jak rosną, gaworzą, stawiają pierwsze kroczki. Jak uczą się pierwszych słów,
mają katar, gorszy dzień po szczepieniu, płaczą bo coś jest nie tak, śmieją się
bo są szczęśliwe….
Za to wszystko jestem także wdzięczna
moim dzieciom, a zwłaszcza synowym, że pozwalają mi uczestniczyć w tym małym
szczęściu. Mają do mnie zaufanie i powierzają opiekę, pytają o radę… a czasem nawet
wołają na pomoc.
Jestem szczęściarą, bo mogę
wnuczęta zabierać na wycieczki, huśtawki, do parku, na basen i sanki... Czasem do
kościoła i nawet na roraty (też chodziłam z babcią). Mogę czytać i wymyślać
bajki ale też opowiadać historię i literaturę w bajkach. Mogę przekazać im część
mojego życia, które gdzieś tam zostanie w pamięci, a może i w ich sercach…
Mimo wszystko uważam, że
choć jestem babcią, która się stara i uczy na błędach, to i tak mam
poczucie, że nie wszystko mi wychodzi i mam dla nich za mało czasu. Bardzo
bym chciała w pracy zwolnić i ofiarować im więcej. Moja dusza krzyczy: Przecież ten kapitał społeczny, który budujesz, w przyszłości przyniesie więcej korzyści i pożytku niż twoje 10 czy 20 punktów za publikację... Życie jednak jest inne...i rozum mówi: Zejdź na ziemię...
Kiedyś mówiłam - dzieci tak szybko rosną, a teraz powtarzam - moje wnuki tak szybko rosną i żaden czas im poświęcony nie jest czasem straconym… Jutra przecież może nie być…
Kiedyś mówiłam - dzieci tak szybko rosną, a teraz powtarzam - moje wnuki tak szybko rosną i żaden czas im poświęcony nie jest czasem straconym… Jutra przecież może nie być…
Może nie jestem „kolorową
babcią” (moje paznokcie są krótkie i pomalowane bladym lakierem, bo gotuję, piorę, sprzątam...) ale jestem babcią (czasem) z głową w chmurach, która marzy, ma swoje
pasje ale też i smutki. Która płacze - może za często - ale nie wstydzi się
tego. Śmieje i cieszy się z najprostszych rzeczy i powtarza – nie wolno bić
dzieci, masz prawo do błędów, do gorszego dnia i humorów. Masz prawo do marzeń
i bądź dzieckiem jak najdłużej… a jak rozleje się sok na nowy obrus, czy
stłucze szklanka to mówi – to przecież tylko szklanka… to przecież tylko obrus…
Bycie babcią to sytuacja
komfortowa również w innym aspekcie, ale bardzo ważnym. Kiedy choruję już się nie
boję, jestem przecież babcią i nie zostawię sierot. Moje dzieci są dorosłe, a
moje wnuki mają wspaniałych rodziców.
Myślę, że fajnie jest być babcią. Tyle
się w zamian otrzymuje. Kosze radości, łzy, zmęczenie i ból w plecach od
dźwigania, a co najważniejsze, bezinteresowną i bezcenną miłość.
Na ile siebie oceniam jako babcię?
No cóż, wystawiam sobie 3, no może 3 z
plusem :)
Skoro już tak sie rozpisałam to pora na słodki poczęstunek na "Dzień Babci" i "Dzień Dziadka". Tak niedawno uczyłam moje dzieci
wierszyków i piosenek a jedna z nich miała takie słowa:
U babci jest słodko,
świat pachnie szarlotką,
a może chcesz placka spróbować?
Popijasz herbatę i słońce nad światem
już świeci jak złoty samowar.
W tym roku oprócz innych smakołyków na
Dzień Babci i Dziadka będzie zdrowa szarlotka. Mogą ją jeść dzieci
uczulone na gluten. Zamieniłam też biały cukier na ksylitol, który jest nie
tylko mniej kaloryczny ale przede wszystkim zdrowszy.
Ksylitol - co to takiego?
Ksylitol inaczej cukier brzozowy lub alkohol cukrowy to jedna z
najzdrowszych alternatyw dla cukru.
Występuje w niektórych owocach takich jak truskawki, maliny, śliwki,
jagody, gruszki, a także kolby kukurydzy i grzyby. Najczęściej jednak jest
pozyskiwany z kory brzozy. W niewielkiej ilości produkuje go organizm
ludzki.
Ksylitol zawiera nie tylko mniej kalorii niż cukier (prawie 40 % mniej) ale
ma wiele cennych właściwości. Przede wszystkim ma niski indeks
glikemiczny dlatego poleca się go przede wszystkim cukrzykom i osobom
odchudzającym się. Ponadto ksylitol zwiększa mineralizację, czyli
przyswajanie wapnia. Amerykańskie badania naukowe opublikowane w "Journal
of American Dental Association", potwierdziły, że ksylitol chroni
zęby i pomaga zapobiegać próchnicy. Jako cukier brzozowy szybko przywraca
właściwe pH śliny i tym samym zmniejsza czas ekspozycji zębów na działanie
szkodliwych kwasów. Ksylitol także hamuje rozmnażanie bakterii, które są
odpowiedzialne za psucie się zębów. Walczy z drożdżami candida albicans i
zmniejsza możliwość infekcji ucha u dzieci. Posiada odczyn zasadowy i
stabilizuje równowagę kwasowo – zasadową organizmu.
Z niczym nie można przesadzić – również z ksylitolem. Więc z umiarem, bo w
nadmiarze może powodować biegunki i wzdęcia.
Zastosowanie:
Ksylitol idealnie nadaje się do wypieków i przetworów owocowych. Polecany
nie tylko dla dzieci ale i dla seniorów, zwłaszcza tych, którzy nie mogą żyć
bez cukru i kochają słodkie wypieki. Warto więc zastosować w szarlotce babci
ksylitol, zwłaszcza jeśli mają ją jeść ukochane wnuczęta. Tu jednak zaznaczam,
że ksylitolu nie powinny spożywac dzieci poniżej 3 roku życia.
Uwaga: ksylitol jest szkodliwy a nawet zabójczy dla psów.
Kochane Babcie zachęcam do częstowania
swoich skarbów smakołykami, które są pyszne ale i zdrowe. Tyle śmieciowego
jedzenia i cukru dookoła, że warto postarać się dla tych, których kochamy o
zdrowe zamienniki.
Tak oto powstała szarlotka - tarta z
mąki kukurydzianej, z dodatkiem ksylitolu i oczywiście polskich jabłek.
Składniki na ciasto:
·
2 szklanki mąki kukurydzianej
·
2 łyżki ksylitolu
·
200 g masła
Jak zrobić ciasto?
- posiekaj nożem masło i wymieszaj z
masłem i ksylitolem
- formę na tartę posmaruj delikatnie
masłem, wysyp mąką kukurydzianą
- wylep formę ciastem (mały kawałek
ciasta został na górę) i włóż do lodówki na około 25-30 min.
- resztę ciasta rozwałkuj i wytnij np.
kółka (mogą być inne kształty), włóż do lodówki
- wyjmij formę z ciastem z lodówki i
włóż do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 10 min.
- wyjmij podpieczone ciasto i wyłóż na
nie masę z jabłek
- poukładaj na górze wycięte kształty z
ciasta i (jeśli maja kształt jabłek to w każdy wbij goździk i z ciasta łodyżkę)
- posmaruj ciasto delikatnie /tylko
ciasto/ jogurtem (możesz też rozmąconym jajkiem - dla tych co nie
tolerują laktozy)
- włóż ciasto do nagrzanego do 180
stopni piekarnika na 40 -45 min.
- kiedy ciasto wystygnie pokrój i
częstuj wszystkich, których kochasz
Składniki na nadzienie:
·
około kilograma jabłek
·
2 łyżki ksylitolu (jeśli jabłka
są słodkie to nie trzeba słodzić)
·
łyżeczka mąki ziemniaczanej
Jak zrobić nadzienie?
- obrane jabłka pokrój na
ćwiartki,
- dodaj do garnka 50 ml wody, obrane
jabłka, nakryj pokrywką i duś na rozgrzanym palniku 3-4 min.
- odkryj garnek, wymieszaj jabłka i co
jakiś czas mieszając gotuj na wolnym ogniu (około 15-20 min.)
- kiedy jabłka będą miękkie i
odparowane, dodaj ksylitol i pozostaw do ostygnięcia
- do zimnej masy z jabłek dodaj łyżeczkę
mąki ziemniaczanej i wymieszaj
- wyłóż jabłka na podpieczone
ciasto
Moja rada:
- mąka kukurydziana nie ma takiej
zwartej konsystencji jak mąka pszenna dlatego po zagnieceniu ciasta należy
wykleić formę i włożyć ją do lodówki
- próbowałam to ciasto
robić również w wersji z olejem kokosowym zamiast masła, ciasto jest
równie dobre, choć wydaje się nieco bardziej tłuste i ma oczywiście lekki
posmak kokosu
Jak tu nie mieć supermocy przy takiej mocnej ekipie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz